
Liczba stron: 104
Recenzja: nr 12
Długo zabierałam się do tej lektury. Chyba bałam się tego, co znajdę w jej wnętrzu.
Styl Hrabala rzuca się w oczy. Autor pisze bardzo rozbudowane zdania pełne przecinków i łączników. Można by rozdzielić to na 2-3 mniejsze. Czasem ta jego skłonność do tasiemców mi przeszkadzała. Trudno jednak skupiać się dokładnie na stylu, skoro sama treść jest tak szokująca...
Zaczyna się miło. Koty, koty, koty. Uwielbiam je, więc z chęcią czytałam o czworonogach autora. Doskonale rozumiem uczucia, które on opisywał. Później... później zrobił coś okropnego. Moim zdaniem nic go nie usprawiedliwia, tym bardziej, że haniebnego czynu nie dopuścił się jeden raz, ani też nie dwa. Zdradził swoje kocury i koteczki, które mu ufały, które go kochały, które, jak sam pisał, niemal mdlały ze szczęścia kiedy brał je na ręce. Sama mam koty i nie wyobrażam sobie, bym mogła zrobić coś podonego, gdyby się nadmiernie rozmnożyły... Jestem zniesmaczona i pełna niezrozumienia.
"Auteczko" we mnie pozostawiło mieszane uczucia. Nawet nie mam ochoty się nad nią poważniej zastanawiać i sięgać głębiej. Być może coś tracę. Chyba wybrałam złą porę na taką lekturę.
0 . (czytaj/dodaj):
Prześlij komentarz