sobota, 27 marca 2010

Lilian Jackson Braun - „Kot, który czytał wspak”

Opis: Kot, który... 30-tomowa seria klasycznych kryminałów autorstwa Lilian Jackson Braun. Fascynująca lektura dla miłośników detektywistycznych zagadek, a także dla tych, którzy potrafią docenić głębokie studium kociej psychologii, tropem przestępcy podąża bowiem nie tylko Qwilleran, lecz także niezwykły kot syjamski Kao K'o-Kung (dla przyjaciół Koko).
Liczba stron: 174

Recenzja: nr 9

Jako zapalona kotofanka musiałam przeczytać tę książkę. Niestety, miałam pod ręką tylko pierwszy tom. W przyszłości mam zamiar sięgnąć po kolejne części.
Miejscami miałam wrażenie, że autorka za bardzo skupia się na pewnych elementach, np. wąsach Qwillerana czy też postaci Koko. Czułam się tym lekko poirytowana, ale na szczęście to uczucie towarzyszyło mi tylko na pierwszych stronach kryminału, później polubiłam obu detektywów. Dobrze skonstruowana, wciągająca fabuła, różnorodni bohaterowie, szczypta humoru i zaskakujący finał. Wszystko to składa się na świetny kryminał, który czyta się lekko i przyjemnie.
Świetna pozycja dla miłośników kotów, wielbicieli dobrych kryminałów i osób chcących miło spędzić wieczór. Polecam!

poniedziałek, 22 marca 2010

Sztuka zapominania

Coś zaczyna się między nami psuć. Powiedz, dlaczego? Wiesz o mnie najwięcej. Znasz moje życie. Rodzinę. Tak naprawdę tylko Ty możesz zrozumieć mój ból. Smutek. Radość. Mimo spięć z przeszłości wyszliśmy na prostą. Powiedz mi, dlaczego znów wkraczamy na kręte ścieżki? Przecież zaczęło się tak miło... czy naprawdę musieliśmy się rozstać w takiej atmosferze?

Jutro znów Cię zobaczę. Być może wszystko będzie w porządku. Tak, jakby to nigdy się nie wydarzyło. Nie okłamujmy siebie. Ja nie potrafię.
Ludzie ćwiczą dobrą pamięć.
Dlaczego nikt nie uczy zapominania?

niedziela, 21 marca 2010

Ruthanne Lum McCunn - „Tysiąc sztuk złota”

Opis: W 1871 roku Chiny nawiedza klęska głodu i ojciec trzynastoletniej Lalu musi ją sprzedać. Dziewczyna trafia do domu publicznego, skąd zabiera ją do Ameryki handlarka żywym towarem. Tam zostaje wystawiona na licytację i staje się własnością szefa knajpy na Dzikim Za chodzie. W końcu zagrano o nią w pokera... Ta po mistrzowsku opowiedziana historia to prawdziwa biografia, przeniesiona także na ekran.
Liczba stron: 266
Recenzja: nr 8

Szczerze powiedziawszy - nigdy nie ciągnęło mnie do kultury chińskiej. Po dziś oczarowana jestem japońskimi gejszami dzięki pewnej książce, której recenzję być może w przyszłości opublikuję. Wracając do Chin - podchodziłam dość sceptycznie do tej lektury. Nie rozumiem zatem, dlaczego spośród takiej sterty innych tytułów wybrałam właśnie ten.
Opis znajdujący się pod okładką książki przedstawia życie Lalu jako pełne traumatycznych przeżyć. Traktuje o nich w dużym skrócie. Nie oddaje dramatu, który przecież kiedyś naprawdę miał miejsce. Czytając książkę, dowiecie się, dlaczego nosi ona taki, a nie inny tytuł. Swoją drogą, strasznie spodobał mi się ten pomysł. „Tysiąc sztuk złota” z pewnością nie jest monotonne. Nie opisuje życia Lalu miesiąc po miesiącu. Książka podzielona jest na siedem części, a te z kolei na rozdziały. Akcja w każdej części rozgrywa się w podanych latach. Styl autorki jest niewymagający, łatwy do zrozumienia. Właściwie to dobrze, bo nie odciąga on czytelnika od akcji wyszukanymi porównaniami, ani też nie irytuje swego rodzaju niechlujnością.
Czytając epilog, pękłam i uroniłam kilka łez. Wzruszająca, szokująca historia o walce o niezależność i szacunek. Skłania do refleksji. Szczerze polecam.

środa, 17 marca 2010

Annie Proulx - „Tajemnica Brokeback Mountain”

Opis: Opowiadanie Annie Proulx Tajemnica Brokeback Mountain, nagrodzone przez "National Magazine", zdaniem krytyków i recenzentów należy do najoryginalniejszych we współczesnej literaturze. Jest to historia trudnego i niebezpiecznego romansu, który połączył dwóch wiejsk ich chłopaków miłością zdarzającą się tylko raz w życiu. Odważna próba podjęcia tematu związków homoseksualnych i homofobii. Na jego podstawie Larry McMurtry i Diana Ossana napisali scenariusz do wybitnego i przełomowego w dziejach kinematografii filmu (osiem nomi nacji do Oscara). Obraz ten zdobył Złote Globy 2006 za najlepszy film, scenariusz, reżyserię i piosenkę oryginalną oraz Złotego Lwa dla najlepszego filmu na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji.
Liczba stron: 73

Recenzja: nr 7


„Tajemnicę Brokeback Mountain” oglądałam w telewizji rok lub dwa lata temu. Pamiętam, ile ta historia wycisnęła ze mnie łez, pamiętam Jacka i Ennisa, mimo iż z upływem czasu w mej pamięci pozostały tylko dwie bezimienne twarze z zacierającymi się szczegółami. Pamiętam ten film. Wrył mi się głęboko w pamięć... i w serce.
Zaczęłam szukać książki na podstawie której napisano scenariusz. Znalazłam ją łatwo i szybko. Przeraziłam się, widząc tak małą ilość stron. Film był długi, a sam fakt, iż akcja dzieje się między innymi w górach przy wypasie owiec, teorytycznie dodaje kilka barwnych opisów tamtejszej przyrody i zajmuje jakąś część tych 73 stron. Nie wspominając o innych elementach, jak dialogi, opis wyglądu i uczuć głównych bohaterów itd.
Jakież było moje zdziwienie, gdy zamówiony egzemplarz do mnie dotarł i uświadomiłam sobie, że opowiadanie stanowi zaledwie... 54 strony! Reszta okazała się być esejem o tym, jak przenoszono je na ekran.
Zaczęłam czytać. Jak w owym eseju napisała sama Annie Proulx: „Piszę zwięzłym, skondensowanym stylem...” - to szczera prawda. Opowiadanie bardzo mi się podobało. Nie ma w tym nic dziwnego - było to raczej do przewidzenia skoro film wywarł na mnie tak ogromne wrażenie. Wracając do stylu Proulx i procesu przenoszenia opowiadania na ekran, przytaczam cały cytat: „Piszę zwięzłym, skondensowanym stylem, który potrzebuje powietrza i rozluźnienia, by przeobrazić się w sztukę. Musieli zatem wymyślać, rozdymać, uciekać się do wyobraźni.” Tłumaczy to długość filmu i długość opowiadania. Nie myślcie sobie tylko, że opowiadanie jest takie sobie - nie! - jest genialne. Chciałam tylko powiedzieć, że film bardziej mnie wzruszył.
Polecam każdemu obejrzeć film lub przeczytać opowiadanie - a najlepiej zrobić to i to - by spojrzeć inaczej na homofobię. Zaręczam, że - przynajmniej dla mnie - nie ma w tym nic niesmacznego. To nie jest miłość dwóch gejów. To po prostu miłość. Silna, piękna, wzruszająca, zdarzająca się tylko raz w życiu...

sobota, 13 marca 2010

Sinead Moriarty - „Droga po dziecko”

Opis: „Nigdy więcej martwienia się o zajście w ciążę. Żadnych lekarzy, szpitali i medykamentów. Zaadoptujemy dziecko, damy jakiejś sierotce kochający dom. Wyobraziłam sobie nieszczęsną dziecinę z kraju rozdartego wojną, spoglądającą na mnie przez żelazne sztachetki łóżka. Odziana w łachmany, wpatrywała się we mnie ogromnymi niebieskimi oczami, błagając, abym zabrała ją w bezpieczne, pełne miłości miejsce.” (fragment książki)
Liczba stron: 285

Recenzja: nr 6

Zabieram się za domowe zbiory i jednocześnie daję sobie szlaban na książkowe zakupy i odwiedzanie biblioteki. ;) Chcę przeczytać wpierw stosiki (stosy?), które nie wiedzieć kiedy urosły do niepokojących rozmiarów, następnie zaś zabrać się za lektury z półki innych domowników. Trzymajcie za mnie kciuki. :)
„Droga po dziecko” poszła na pierwszy ogień. Miałam ochotę na coś lekkiego, humorystycznego i poprawiającego nastrój - trafiłam idealnie.
Po jednym nieudanym zabiegu in vitro, dziesiątkach badań ginekologicznych i przyjęciu ogromnej ilości leków hormonalnych Emma nabawiła się kompletnej manii na punkcie zajścia w ciążę. Podejmuje decyzję o adopcji, do której przekonuje swego męża. I tak zaczyna się długi i męczący proces udowadniania, iż są odpowiedzialnymi ludźmi, którym bez wątpliwości można powierzyć jakąś opuszczoną dziecinę.
Książka napisana jest lekkim językiem. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Narracja pierwszoosobowa moim zdaniem w takiej tematyce jak najbardziej jest mile widziana.
„Droga po dziecko” nie jest tylko o tym, co sugeruje nam tytuł. Pojawiają się wątki poboczne dotyczące rodzeństwa Emmy: Seana i nieznośnej Babs, a także jej najlepszych przyjaciółek - Lucy i Jess. Wszystko łączy się w spójną całość, co daje wciągającą fabułę, w której z przyjemnością się zanurza.
Podsumowując, miło spędziłam czas przy tej lekturze i polecam ją każdemu, kto również ma ochotę odrobinę się zrelaksować i przy okazji poznać zawiły proces adopcji.

sobota, 6 marca 2010

Pernilla Stalfelt - „Mała książka o kupie”

Opis: Stosunek dzieci dospraw związanych z ciałem graniczy z fascynacją, a przy tym pozbawiony jest wszelkiego wstydu. Jakże często dzieci z dumą pokazują swoje pełne nocniczki. Bardzo niewielu dorosłych potrafi mówić, a co dopiero pisać o kupie lub ją rysować. Pernilla Stalfelt zrobiła to pierwsza i to z wielkim sukcesem.
Liczba stron: 32

Recenzja: nr 5



Odkąd tylko dowiedziałam się o istnieniu „Małej książki...” zapragnęłam ją przeczytać. Ot, taki odruch ciekawskiego człowieka. ;) Udało mi się znaleźć ją w internecie i natychmiast ją pochłonęłam.
Ta książeczka składa się z obrazków i często zabawnych podpisów. Opowiada między innymi o tym, kto robi kupę i gdzie, jak ona pachnie i jakie może mieć kształty i kolory. Najbardziej rozśmieszyła mnie propozycja zrobienia sobie naszyjnika z kupy i wybudowania kupowego drapacza chmur. Mimo, iż niektórych ta książka bulwersuje, mi się podobała. Po prostu trzeba podejść do niej na luzie. W końcu kupa to rzecz naturalna. :)
Jeśli jesteście ciekawi tej książki, zapraszam tutaj.

środa, 3 marca 2010

Ernest Hemingway - „Stary człowiek i morze”

Liczba stron: 99
Recenzja: nr 4


Ernest Hemingway został laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie literatury oraz Nagrody Pulitzera za opowiadanie „Stary człowiek i morze”. Całkiem niedawno przyszło mi zapoznać się z wyżej wymienionym tytułem.
Santiago, tytułowy bohater, określany jest przez miejscowych jako „salao”, co jest najgorszą odmianą słowa „pechowy”. Wszystko za sprawą jego nieudanych połowów, powtarzających się już od osiemdziesięciu czterech dni. Santiago postanawia przerwać to błędne koło, udowodnić, że jest doświadczonym rybakiem i... uciec przed starością. Osiemdziesiątego piątego dnia wyrusza na kolejne połowy. Tym razem nie wróci tak prędko. Nie wróci też z pustymi rękami...
Cóż, chyba moje zdanie na temat tej lektury będzie nieco inne niż reszty uczniów. Opowiadanie mi się podobało. Podobała mi się postać rybaka, podobał mi się zwłaszcza początek i koniec książki. Środek tak de facto był straszliwie monotonny i krążył wokół jednego tylko wątku, przerywany jedynie rozmyślaniami starego i jego wspomnieniami. Postanowiłam, że dotrę do innych dzieł Hemingwaya. Ciekawość ciągnie mnie w jego stronę.