sobota, 13 marca 2010

Sinead Moriarty - „Droga po dziecko”

Opis: „Nigdy więcej martwienia się o zajście w ciążę. Żadnych lekarzy, szpitali i medykamentów. Zaadoptujemy dziecko, damy jakiejś sierotce kochający dom. Wyobraziłam sobie nieszczęsną dziecinę z kraju rozdartego wojną, spoglądającą na mnie przez żelazne sztachetki łóżka. Odziana w łachmany, wpatrywała się we mnie ogromnymi niebieskimi oczami, błagając, abym zabrała ją w bezpieczne, pełne miłości miejsce.” (fragment książki)
Liczba stron: 285

Recenzja: nr 6

Zabieram się za domowe zbiory i jednocześnie daję sobie szlaban na książkowe zakupy i odwiedzanie biblioteki. ;) Chcę przeczytać wpierw stosiki (stosy?), które nie wiedzieć kiedy urosły do niepokojących rozmiarów, następnie zaś zabrać się za lektury z półki innych domowników. Trzymajcie za mnie kciuki. :)
„Droga po dziecko” poszła na pierwszy ogień. Miałam ochotę na coś lekkiego, humorystycznego i poprawiającego nastrój - trafiłam idealnie.
Po jednym nieudanym zabiegu in vitro, dziesiątkach badań ginekologicznych i przyjęciu ogromnej ilości leków hormonalnych Emma nabawiła się kompletnej manii na punkcie zajścia w ciążę. Podejmuje decyzję o adopcji, do której przekonuje swego męża. I tak zaczyna się długi i męczący proces udowadniania, iż są odpowiedzialnymi ludźmi, którym bez wątpliwości można powierzyć jakąś opuszczoną dziecinę.
Książka napisana jest lekkim językiem. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Narracja pierwszoosobowa moim zdaniem w takiej tematyce jak najbardziej jest mile widziana.
„Droga po dziecko” nie jest tylko o tym, co sugeruje nam tytuł. Pojawiają się wątki poboczne dotyczące rodzeństwa Emmy: Seana i nieznośnej Babs, a także jej najlepszych przyjaciółek - Lucy i Jess. Wszystko łączy się w spójną całość, co daje wciągającą fabułę, w której z przyjemnością się zanurza.
Podsumowując, miło spędziłam czas przy tej lekturze i polecam ją każdemu, kto również ma ochotę odrobinę się zrelaksować i przy okazji poznać zawiły proces adopcji.

0 . (czytaj/dodaj):

Prześlij komentarz